sobota, 18 listopada 2023

25. Na śliwkowym szlaku


Beskidzka Droga świętego Jakuba, na jednym z etapów w Beskidzie Wyspowym, przechodzi przez region w którym jesienią w powietrzu unosi się specyficzny zapach suszonych owoców, dobywający się z ponad sześciuset niewielkich gospodarskich wędzarni. Produkowana tu suszona i wędzona śliwka jest najlepsza, a swoimi niepowtarzalnymi walorami smakowymi zdobyła uznanie smakoszy w wielu krajach. To gmina Laskowa, w wioskach której powstają  „Suski sechlońskie”, czyli wędzone śliwki węgierki z pestką.

Suska Sechlońska 

W 2006 roku „Suska sechlońska” została wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych, a 2010 roku zarejestrowana w Komisji Europejskiej jako produkt ze znakiem Chronione Oznaczenie Geograficzne. Jej produkcja według ustalonej i przestrzeganej technologii obejmuje obszar czterech sąsiadujących ze sobą gmin: Laskowa, Iwkowa, Łososina Dolna i Żegocina połączonych „Szlakiem Suszonej Śliwki”, prowadzącym przez wszystkie gospodarstwa, w których produkowana jest ta wędzona śliwka. 

Sama nazwa suska oznacza suszoną śliwkę, zaś określenie sechlońska pochodzi od nazwy leżącej we wschodniej części gminy Laskowa wsi Sechna, której, w której tradycje uprawy i suszenia śliw są bardzo stare. Jan Długosz wymienia Sechnę (Sechlnę) jako wieś należącą do kościoła parafialnego w Ujanowicach w majątku Klarysek ze Starego Sącza, a według zachowanych dokumentów z XVIII wieku w tej wsi rosło bardzo wiele drzew owocowych. Odnotowano też w 1738 roku, że przy jednej z zagród we wsi Żmiąca znajdował się sad złożony z 310 śliw. Ubogie podłoże glebowe, nienadające się do uprawy innych drzew owocowych, było wystarczające dla mało wymagających śliw węgierek.  

Zebrane śliwki jedzono i  robiono powidła, które były lokalnym przysmakiem znanym już w XVII wieku nie tylko jesienią, a kiszone lub suszone i wędzone owoce, wykorzystywano zimą jako dodatek do różnych potraw, takich jak krupnik,  bigos, a także pęczak czy pierogi z suszonymi śliwkami, które do dzisiaj potrafią ukontentować nawet najwybredniejsze podniebienia, bo smaku suszonej i wędzonej tradycyjną metodą, niekonserwowanej chemicznie, śliwki nie da się porównać z niczym innym. 

Tutejsza legenda przekazuje, że na pomysł suszenia śliwek wpadł proboszcz, który kazał swoim parafianom, w ramach zadośćuczynienia za grzechy, sadzić drzewa owocowe. A że czereśnie czy grusze rosły na tych ziemiach słabo, radził, by sadzić śliwy. Wierni, owszem, chętnie spełniali pokutę, ale z zebranych dojrzałych owoców zaczęli pędzić śliwowicę. To oczywiście wcale się nie podobało pobożnemu księdzu, zatem zaczął nakazywać na pokutę suszenie śliw dymem, czyli wędzenie, bo tak przetworzone nie dały się przerobić na alkohol. Dziś w gminie Laskowa znajduje się kilkaset działających suszarni, a śliwy stanowią prawie jedną czwartą wszystkich rosnących tu drzew owocowych. 

Według dokumentu rejestracyjnego wędzona w tym regionie śliwka z pestką w środku charakteryzuje się elastycznym, mięsistym miąższem i pomarszczoną, lepką skórką w kolorze ciemnogranatowym przechodzącą nawet do czarnego. W smaku suska sechlońska jest lekko słodka z posmakiem i aromatem wędzenia. Powyższe jest spowodowane procesem produkcyjnym, który w istocie bardziej przypomina wędzenie niż suszenie. Do wyrobu „Suski sechlońskiej” wykorzystuje się wyłącznie owoce z pestkami tradycyjnej odmiany śliwy domowej Węgierki Zwykłej.


Śliwa domowa Węgierka Zwykła

Jest odmianą uprawną drzewa owocowego, występującego jako jeden z czterech podgatunków śliwy domowej - Prunus domestica. Drzewa są dość mocno rosnące do wysokości około 6 metrów i tworzą koronę kulistą, umiarkowanie zagęszczoną. Dojrzałość zbiorczą osiągają od połowy września do końca października. Owoce o długości 3 do 4 cm charakteryzują się wydłużonym, czasem elipsoidalnymi kształtem, zwężonym przy szypułce. Skórka jest granatowa lub brunatnogranatowa pokryta gęstym białym nalotem woskowym.  Miąższ w okresie wczesnego zbioru przeznaczonego do suszenia i wędzenia ma barwę zielono-żółtą, a zbierany później do bezpośredniej konsumpcji od żółtej do pomarańczowej. Jest jędrny, chrząstkowaty, ścisły i równocześnie soczysty. Wywodzi się prawdopodobnie z Azji Mniejszej, skąd w czasie wędrówek ludów w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery dostała się do Europy, a w XVII wieku była szeroko już rozpowszechniona. Do Polski najprawdopodobniej przywędrowała z Węgier i stąd jej polska nazwa.




Suszenie i wędzenie śliwek

Owoce przeznaczone do suszenia i wędzenia zbiera się w okresie dojrzałym, ale jeszcze niekonsumpcyjnym. Zebrane owoce poddaje się wstępnej, ręcznej segregacji a następnie w tradycyjnych niewielkich murowanych budynkach, nazywanych, w zależności od sposobu ich budowania, luftówkami, lub suśniami, i opalanymi suchym drewnem bukowym, układa się na drewnianym ruszcie, wykonanym z ułożonych poprzecznie drewnianych listew o szerokości 4 cm, zwanych laśniami, cienką warstwę owoców i przykrywa dość szczelnie deskami dla zatrzymania przepływającego gorącego powietrza. Za pomocą specjalnej łopaty raz dziennie odwraca się warstwę suszących się śliwek. Temperatura powietrza podczas wędzenia wynosi od 45 do 60 stopni Celsjusza, a cały proces trwa od 4 do 6 dni, w zależności od miąższości zebranych owoców. Ta forma konserwacji owoców, a suszy się w ten sposób również jabłka i gruszki, zapewnia nawet kilkuletnią możliwość ich przechowywania.

Saknsen w Jędrzejkówce. Suszarnie suśnia i luftówka 


Luftówka jest najstarszym znanym od kilkuset lat na terenie gminy Laskowa typem suszarni i wędzarni owoców. Budowana była na stromym zboczu, u podstawy którego stawiano kamienny budynek paleniska nakrytego sklepieniem wykonanym również z kamienia i połączony podziemnym kanałem – luftem z oddzielnie stojącym powyżej, na kamiennej podmurówce tworzącej komorę dymową, drewnianym budynkiem suszarni. Obydwa budynki były kryte strzechą, a ten system budowy zabezpieczał drewnianą konstrukcję suszarni i pokryte strzechą drewniane dachy od źródło ognia.

Suśnie, które można znaleźć jeszcze dzisiaj przy wielu gospodarstwach domowych, są niewielkimi dwukondygnacyjnymi budynkami również służącymi do suszenia i wędzenia owoców.  Znajdują się zwykle na końcu sadu, czasem pod lasem lub w niewielkich wąwozach, zwanych tutaj „paryjami”. Dolna kondygnacja, o wymiarach 2 na 3,5 metra i wysokości około 1,8 metra, z paleniskiem poniżej poziomu gruntu, wykonywana jest z kamieni łączonych gliną i nakryta kamiennymi płytami, których rolą jest zatrzymanie rozżarzonych iskier i nadmiernego ognia, oraz zapewnienie prawidłowego  procesu suszenia utrzymując długo po nagrzaniu stałą temperaturę. Szczyt muru okalającego kondygnację paleniska stanowi podporą dla drewnianej konstrukcji suszarni i rusztu do suszenia śliw. Najczęściej występują suszarnie dwu i trzykomorowe, można jednak spotkać suszarnie jednokomorowe jak również duże pięciokomorowe.

Te dwa rodzaje suszarni, stanowiące ważny element kulturowy południa Małopolski, można obejrzeć w niewielkim prywatnym skansenie znajdującym się w Laskowej na Jędrzejówce, do którego ze szlaku Beskidzkiej Drogi Jakubowej prowadzi kilometrowej długości Przyrodnicza Ścieżka Leśna z kilkunastoma tablicami informacyjnymi i edukacyjnymi.


Skansen na Jędrzejkówce

Jest to prywatna kolekcja etnograficzna, tworzona przez Barbarę i Krzysztofa Jędrzejek, położona w Laskowej w dzielnicy Nadole, na którą składa się budynek muzeum zawierający bogate zbiory i artefakty etnograficzne z tego regionu, spichlerz z Dobrociesza, w którym umieszczono warsztat kołodzieja, suszarnię owoców z Laskowej, suszarnię i wędzarnię z Michalczowej, młyn wodny ze Żmiącej ze sprawnym wciąż drewnianym mechanizmem, spichlerz z Kamionki Małej, pasieka z zabytkowymi ulami, której zaczątkiem była stuletnia barć wydrążona w pniu lipy, kamienna kapliczka z Jaworznej pochodząca z 1877 r. oraz bogato wyposażona kuźnia z Michalczowej. Od gospodarzy tego skansenu można usłyszeć wiele opowieści o tym regionie, a także otrzymać przepisy kulinarne na potrawy i przetwory robione z wędzonych śliwek.

Rarytasy kulinarne i napoje z wędzonej śliwki

Czas wieczerzy Wigilijnej i świąt Bożego Narodzenia, wielu osobom, kultywującym tradycje kulinarne tego święta, jest nieodłącznie związany z zapachem i smakiem suszonych śliwek węgierek. Obowiązkowo na stole pojawia się fasola Jaś, kasza i kapusta z tymi śliwkami oraz zrobiony z nich kompot, a w niektórych regionach Polski także pierogi z tymi owocami.





Kiedy minie czas wigilijnej abstynencji to świąteczne popołudnie okraszone różnego rodzaju smakołykami, w tym również wędzonymi śliwkami w polewie czekoladowej, warto wzbogacić o kieliszek, wyjątkowej w smaku i aromacie, zrobionej rok wcześniej, nalewki z wędzonych śliwek. Sporządzona według staropolskich przepisów na spirytusie i dobrej gatunkowo wódce, z niewielkim dodatkiem miodu i cynamonu, ma odpowiednią i rozgrzewającą moc, zwykle ponad 40% alkoholu, a dymny aromat nalewki, głęboki smak oraz ciemny bursztynowy kolor, jaki osiąga po około 6 miesiącach, na pewną docenią koneserzy dobrych alkoholi.

Przez krótki okres czasu, przed świętami Bożego Narodzenia pojawia się w sprzedaży unikalny napój, już nie tak mocny jak nalewka, bo mający zwykle około 10 do 11% alkoholu. To Porter Imperium Prunum, produkowany na północy Polski, przy produkcji którego najważniejszym elementem jest suska sechlońska pochodząca właśnie z gminy Laskowa, o czym informuje piękna etykieta na butelce, a którego aromat wędzonej śliwki nierozłącznie kojarzy się również z okresem świąt Bożego Narodzenia.

Porter Imperium Prunum  

To unikatowa odmiana porteru bałtyckiego, do produkcji którego użyta została suska sechlońska i ten składnik oraz proces wytwarzania różnią go od innych piw tego gatunku. Tradycyjne portery mają 21% ekstraktu i ok. 9% alkoholu. To piwo ma 26% ekstraktu, a drożdże odfermentują  je do około 10,5% alkoholu. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste, z beżową drobnopęcherzykową pianą.

Walory i smak tak opisuje produkujący je Browar Kormoran:  „W aromacie uderza feeria ciemnych zapachów: kawy, kakao, czekolady i czekoladowych pralin sowicie nadzianych owocami z likieru. Wszystko to unosi się łącząc z nutami szlachetnego alkoholu oraz wędzonych owoców. Zdecydowana wędzona nuta łącząca oba elementy kompozycji piwa pochodzi nie od wędzonych słodów, a od zastosowania Suski Sechlońskiej – wędzonej śliwki węgierki pochodzącej z okolic wsi Sechna [gmina Laskowa] posiadającej unijny certyfikat Chronionego Oznaczenia Geograficznego, którą dodaje się dwa razy. Po raz pierwszy w czasie warzenia piwa i po raz drugi po roku, podczas leżakowania, już z nowego zbioru, aby w gotowym piwie suska oddała owocową słodycz oraz dymny posmak. Smak potwierdza wszystko to, co pojawiło się w aromacie. Szlachetne, rozgrzewające nuty alkoholowe pozwalają delektować się każdym łykiem. Wszystkie elementy – niczym jesienna mgła w górskiej dolinie – łączy owocowa wędzoność śliwki.”

Skąd na Mazurach, na drugim końcu Polski, znalazła się wędzona suska sechlońska? O tym opowiada legenda znajdująca się z folderze Browaru Kormoran.

Dawno temu, wśród wzgórz i jezior rozpościerała się kraina, w której zboża, miodu i piwa nie brakowało. Tutejsi mieszkańcy byli mistrzami w warzeniu klasycznych stylów piw, a dzięki podróżom i nowe pomysły nie były im obce. Pewnego razu krainę obiegła wieść, że granice zaczęły oplatać pnącza chmielu, chmielu niezwykłego, inaczej pachnącego, przybyłego zza morza. Warzone z nim piwa magicznie rozsławiały korzystające zeń ziemie, ale ludzie gadali, że im więcej się go używa tym szczelniej oplata zauroczone nim królestwa tak, że nikt nie może się wydostać na zewnątrz. Mądry władca krainy lasów i jezior wezwał mistrza piwowara… Ten rzekł, że zna recepturę na wyjątkowe piwo mogące odwrócić klątwę, ale brak mu ostatniego składnika. Władca posłał przeto po śmiałków i polecił im odnaleźć ów wyjątkowy składnik. Ruszyli się zatem na poszukiwanie w cztery strony świata. Wielu nie przeszło przez gęste chmielowe zarośla, ci zaś, którzy się przedostali nie potrafili składnika odnaleźć. Mieszkańcy krainy tracili nadzieję, a chmielowe zarośla coraz mocniej ją oplatały.  Aż z początkiem jesieni powrócił najodważniejszy, najsprytniejszy i najbardziej niepokorny ze śmiałków. Powrócił z małej górzystej krainy o granatowych stokach, pachnącej wędzonką i słodyczą, jakiej wcześniej nikt w królestwie nie znał. Kraina rozciągała się nieopodal miejscowości zwanej Sechna. Jej mieszkańcy obdarowali go zapasem swojej śliwki zwanej Suską Sechlońską i rzekli, że jej smak może powstrzymać zagrożenie. Władca przekazał trzos pełny śliwki piwowarowi, który udał się do browaru i nie wracał bardzo długo. To co warzył w tajemnicy wymagało najwyższego kunsztu, gdzyż najmniejszy błąd mógł zaprzepaścić szansę odwrócenia klątwy. Aż w środku zimy piwowar powrócił niosąc w ręku kufel imperialnego porteru bałtyckiego suto dosmaczonego Suską Sechlońską. Gdy tylko mieszkańcy spróbowali piwa chmielowe zarośla zmieniły się w piękny uprawny chmielnik. Radości nie było końca, a wieść o krainie, trunku, cudownej śliwce i bohaterskim śmiałku obiegła cały świat. 

Do nazwy Porter Imperium dodano jeszcze słowo Prunum, czyli śliwkowy. A dla ciekawości jeszcze pytanie - co się dzieje z suszonymi śliwkami, które zostają po filtracji piwa? 

Suska sechlońska w czekoladzie

Dzięki współpracy Browaru Kormoran z cukiernią  „Moja” w Olsztynie powstała pralina „Suska w czekoladzie” z dodatkiem marcepanu, który na Warmii i Mazurach jest cenionym specjałem. Otrzymana z browaru po filtracji śliwka ma już nieco mniej zapachu dymu, ale w zamian w jej kompozycji smakowej pojawiły się nuty ciemnych słodów, chmielu oraz delikatny alkoholowy posmak. Śliwkę z browaru otocza królewiecki marcepanem i belgijska czekolada. Produkcja pralin jest sezonowa i pojawia się pod koniec roku, po otrzymaniu śliwek z browaru.  



sobota, 11 listopada 2023

24. Pogrzebana osada


Przejście Beskidzką Drogą świętego Jakuba z Limanowej przez wznoszący się nad tym miastem masyw Łysej Góry, mający wysokość 785 metrów nad poziom morza to prawdziwa górska wędrówka. Stroma kamienista ścieżka ostro wspina się na znajdujące się poniżej szczytu wypłaszczenie. 



Na jej zachodnim ramieniu, zwanym Miejską Górą (716 m n.p.m.), będącą jednym z najpiękniejszych miejsc widokowych, wzniesiono w 1999 roku monumentalny krzyż milenijny. Stalowy krzyż o wysokości 37 metrów i rozpiętości ramion 13 metrów stoi na 9-cio metrowej betonowej podstawie z tarasem widokowym, pod którym znajduje się kaplica z kopią limanowskiej Piety. 


Można też wędrować wygodniejszą i bardziej łagodną leśną drogą, która u podnóża Łysej Góry odchodzi z ulicy Kasprowicza i wraz z usytuowanymi wzdłuż niej stacjami Drogi Krzyżowej, przecinając po drodze, między XII a XIII stacją, szlak Beskidzkiej Drogi świętego Jakuba, dochodzi na Miejską Górę. 





Krzyż na Miejskiej Górze nie jest jedynym jaki znajduje się nad Limanową. Na południowo-zachodnim ramieniu Łysej Góry, na wysokości około 740 m n.p.m. nad starym kamieniołomem, z którego wydobywano kamień na budowę bazyliki w Limanowej, stoi ukryty wśród lasu betonowy krzyż o wysokości 15 metrów, nazywany Starym Krzyżem, wybudowany w latach 60-tych XX wieku, stojącego w  miejscu dawnego drewnianego krzyża, o istnieniu którego wspominają informacje już w XIX wieku. Prowadzi do niego żółty szlak okrężny łączący Drogę Krzyżową, Łysą Górę i Miejską Górą. 

Zastanawiać może tak dużo uświęconych miejsc na tak niewielkim, zalesionym i niezamieszkałym terenie: krzyż na Łysej Górze, Krzyż na Miejskiej Górze i zbudowana miedzy nimi Droga Krzyżowa. Miejscowi ludzie utożsamiają to z opowiadaną o tym terenie dawną legendą.  

W dawnych czasach, kiedy w dolinach nie było żadnych osad, bo ludzie bali się napadów, rabunków i najazdu obcych wojsk, osiedlano się wysoko nad doliną, chronieni stromymi stokami gór. Tak też było tutaj. Nie było jeszcze wioski Mordarki leżącej dzisiaj u podnóża Łysej Góry, nie było też Limanowej, bo ta powstała wiele wieków później. 

Przy niebieskim szlaku prowadzącym z Limanowej, którym również przebiega Beskidzka Droga świętego Jakuba, miedzy Łysą Górą i Miejską Górą jest wypłaszczenie zwane przez miejscowych Kościelisko, a tuż obok niego miejsce o nazwie Karczmisko. Prowadzone badania archeologiczne potwierdziły, że w tym miejscu znajdowała się osada. Osada była duża, miała wiele domów, kościół i karczmę. Poniżej doliną biegła droga kupiecka z Kotliny Sądeckiej w kierunku Szczyrzyca i Dobczyc, więc ludziom w tej osadzie musiało się dobrze powodzić, bo na handlu z kupcami można było dobrze zarobić. Jak to zwykle bywa, gdy przybywa pieniędzy i życie staje się łatwiejsze, to zaczyna zapominać się o Bogu i coraz częściej, zamiast do kościoła na mszę świętą, ludzie zaczęli zachodzić do karczmy. Długo trwała ta „obraza boska”, aż w końcu miarka się przebrała.

Pewnego dnia, podczas gdy kilkunastu pobożnych ludzi modliło się w kościółku, w karczmie biesiadowali najwięksi rozpustnicy w okolicy. Jeden z nich zaproponował, żeby iść do kościoła i zobaczyć co też ksiądz popija ze złotego kielicha. Gdy pijana zgraja wdarła się do świątyni, rozgniewany Bóg sprawił, że osada razem z kościołem i karczmą zapadła się głęboko pod ziemię. Modlący się ludzie spotkali się z świętym Piotrem u bram nieba, rozpustnicy zaś ujrzeli piekielne wrota.

Podobno przez długie lata kaplicę upamiętniał krzyż wyrastający wprost spod ziemi, ale szatan dalej przebywał na szczycie Łysej Góry, roznosząc zło po okolicy. Pewnego dnia do młodego pasterza, który wypasał w pobliżu owce, przyszedł nieznany mu mężczyzna z pytaniem, czy nie boi się chodzić sam po tym lesie. Nakłonił młodzieńca, żeby zamknął oczy i szedł za jego głosem. Pasterz nie podejrzewał z kim ma do czynienia i poddał się propozycji, chcą udowodnić jak dobrze zna ten las. W pewnej chwili potknął się o wystający z ziemi krzyż, zaklął szpetnie i w tym momencie wraz z nim zapadł się pod ziemię tak, jak niegdyś wioska, kościół i karczma.

Nikt tutaj nie chciał znowu zamieszkać, więc wiele lat później dla odstraszenia złych duchów na zboczu Łysej Góry, między zaginioną osadą a wioską Mordarka i powstającym miastem o nazwie Limanowa postawiono duży drewniany krzyż. Nie wszyscy jednak wierzyli w te dawne opowieści i zaczęli budować nowe domy w górach, ale przezornie w pewnej odległości w siodle między Łysą Góra i Sałaszem Zachodnim, a ponieważ strzeżonego Pan Bóg strzeże, więc miedzy domami pobudowali kapliczki. 




Znalazł się jednak śmiałek i na szczycie Łysej Góry zbudował nową karczmę, o której bogobojni mieszkańcy z doliny mówią, że chyba sam szatan dał dutki na jej budowę i trzyma tam straż, bo jak to możliwe, żeby na szczycie tak wielkiej góry mogły być hodowane pstrągi. 






Mieszkańcy Limanowej widząc, że w mieście coraz więcej ludzi ulega grzesznym pokusom, postanowili wzmocnić ochronę swego miasta przed działaniem złych mocy i w 1999 roku na Miejskiej Górze zbudowano wielki krzyż, a dziesięć lat później wzdłuż leśnej drogi prowadzącej od granicy miasta, przez teren pogrzebanej osady, postawiono piętnaście kapliczek Drogi Krzyżowej.

Tak o pogrzebanym mieście opowiedzieli mi mieszkający przy ulicy Leśnej gospodarze u których zatrzymałem się na noc wędrując Beskidzką Drogą świętego Jakuba. Jak też mnie zapewniono, że jeśli chcę się przekonać o prawdziwości podania powinienem w samo południe w Boże Ciało pójść na Kościelisko i przyłożyć ucho do ziemi, a usłyszę bijące dzwony.