czwartek, 28 grudnia 2023

28. Jak powstał Beskid Wyspowy


Wędrówka Beskidzką Drogą świętego Jakuba prowadzącą przez Beskid Wyspowy, od Łukowicy położonej na zachodnim krańcu Kotliny Sądeckiej do Jodłownika leżącego już na południowym obrzeżu Pogórza Wielickiego, to duże wyzwanie dla wędrowców, którzy wielokrotnie muszą pokonywać strome podejścia i zejścia samotnie stojących gór. 

Według utrwalonej wśród turystów legendy góry te nazwane zostały Wyspami przez Kazimierza Sosnowskiego, nauczyciela i pioniera polskiej turystyki górskiej. Podobno podczas jednej z wędrówek z młodzieżą, gdzieś na początku XX wieku, po noclegu na szczycie Ćwilina, rankiem zobaczył morze mgieł, z którego jak wyspy wyłaniały się szczyty otaczających gór. 


Czy faktycznie tak było, trudno dzisiaj to powiedzieć, ale w „Geografii Polski” wydanej w 1917 roku można przeczytać, że są to „charakterystyczne ze wszech miar Gorce, między Skawą a Dunajcem”, które to „Gorce są to tu i ówdzie rozrzucone wyspy górskie”. Nie ma tutaj jeszcze określenia Beskidy, mimo że to słowo w liczbie pojedynczej – Beskid – używane jest dość często przez mieszkańców gór i oznacza zwykle wzniesienie lub górę, a także las lub pole i łąki usytuowane na zboczu góry. Natomiast nazwa Beskid (Bieskid) przyjęta dla oznaczenia całych pasm górskich w Karpatach, a dawniej nawet całych Karpat, jest tworem geografów, historyków i kartografów.  Sosnowski w swoich pracach i pisanych przez siebie przewodnikach na określenie dzisiejszego Beskidu Wyspowego używał najpierw nazwy Gorce Limanowskie, później Beskid Limanowsko-Myślenicki, Beskid Limanowsko-Makowski i dopiero w 1924 roku nadał tej grupie górskiej nazwę Limanowsko-Myślenicki Beskid Wyspowy.


Dzisiaj używana nazwa Beskid Wyspowy pojawia się dopiero w latach 30-tych XX wieku. W miesięczniku krajoznawczym „Ziemia” w 1932 roku tak opisano tą grupę górską: „Z pośród pięknych a mało znanych okolic południowej Polski, Beskid Wyspowy zasługuje na większą uwagę i zainteresowanie. Jest on położony na terenie powiatu myślenickiego i limanowskiego. Góry wyspowe stanowią tu pewne masywy górskie, opuszczające się łagodnie ku południowi, wznoszące się bez związku ze sobą, odosobnione, pokryte lasem, przeważnie szpilkowym.”.

Te odosobnione pojedyncze góry i niewielkie masywy utworzone są z ostańców twardych piaskowców magurskich wypiętrzonych w trzeciorzędzie, przykryte bardziej podatnymi na denudację cienkoławicowe warstwy piaskowcowo-łupkowe, margle i łupki ilaste, które w wyniku stałego procesu erozyjnego, wietrzenia skał i osuwisk wypełniły głębokie dawniej doliny i utworzyły słabiej nachylone stoki u podstawy tych gór. Tak opisują to geolodzy i wskazują, że procesy fałdowania i wypiętrzania terenu trwają również obecnie, choć z mniejszą intensywnością, a ważną rolę w dynamice tego procesu odgrywają aktywne do dzisiaj osuwiska.  

To o ukształtowaniu Beskidu Wyspowego mówią naukowcy, ale miejscowa ludność ma inną teorię na temat powstania gór w tym regionie, co przedstawia w wielu, dość podobnych do siebie, opowieściach i legendach. Jak powstały te widoczne na dołączonym zdjęciu panoramy Beskidu Wyspowego wykonanym ze znajdującej się na Beskidzkiej Drodze świętego Jakuba Pasierbieckiej Góry, opowiada poniższa legenda.

Było to bardzo dawano temu, kiedy w tej okolicy żyli ludzie zwani wielkoludami. Władcą tych okolic był niejaki Łopień, a żoną jego była Mogielica, wzrostem dużo wyższa od niego. Łopień był bardzo dobrym gospodarzem i żył w zgodzie ze wszystkimi sąsiadami. Jednym słowem był złotego serca i nazywano go "Łopień - Złotopień". Mogielica natomiast była bardzo niedobra: nerwowa, wybuchowa, niezgodna, a na dodatek znała różne tajemne zaklęcia i czary, jakie przekazały jej czarownice z Gorców.  Z tych wszystkich powodów nazywano ją wiedźmą. 

Mogielica 1170m i Łopień 961m, panorama  z Miejskiej Góry,
 po lewej stronie Cichoń 926m w głębi Gorce, po prawej Śnieżnica 1007m

Mieli dwie córki, jedną bardzo piękną, zgrabną i wysoką o imieniu Śnieżnica, drugą nazwaną Kostrzą, już nie tak urodziwą i niższego wzrostu. Śnieżnica była dobrą dziewczyną, a swoją dobrocią i urodą zjednywała sobie wszystkich żyjących w posiadłości swojego ojca i poza jej granicami. Wielu kawalerów spoglądało na nią, ale matka starała się zasłaniać Śnieżnicę mgłą przed ich, dość często lubieżnym, wzrokiem. Kostrza zazdrościła powodzenia swojej siostrze i spędzając samotnie wiele czasu patrzyła coraz częściej w kierunku północy gdzie, jak niosła wieść, żyli w miastach zamożni ludzie, marząc, że tam znajdzie dla siebie bogatego męża i szczęście. Tymczasem o rękę Kostrzy starał się tylko jeden mężczyzna o imieniu Zęzów, samotny, niezbyt bogaty i niezbyt urodziwy sąsiad jej ojca. Odrzucała ona jego zaloty, mimo że matka namawiała ją do tego małżeństwa, być może licząc na to, że może uda się przejąć jego gospodarstwo.  

Zęzów 693m i Kostrza 730m, panorama z Pasierbca,
pomiędzy nimi Stronia 64 m, Groniec 638m i Świnna Góra 611 m

Pewnego razu pojawił się syn mieszkającego w niezbyt odległej okolicy syn gospodarza Lubogoszcza, piękny i przystojny młodzian imieniem Ćwilin. Spodobał się Śnieżnicy, a ona jemu. Pokłonił się więc pięknie Mogielicy i Łopieniowi, prosząc o rękę Śnieżnicy. Łopieniowi kandydat od razu spodobał się i zgodził się na ślub. Matka zazdrosna o swoją piękną córkę odrzuciła Ćwilina, pamiętając też odrzuconą wiele lat temu przez jego ojca jej miłość i nie pomogły perswazje Łopienia, ani wielokrotne prośby Ćwilina i Śnieżnicy. Nie znajdując sposobu na przekonanie Mogielicy zakochana w sobie młoda para postanawia, za cichą zgodą Łopienia, uciec do Lubogoszcza. Dowiedziała się o tych planach Kostrza i też podjęła decyzję o ucieczce tam gdzie do tej pory skierowane były jej marzenia. 

Ostra 925m Mogielica 1170m Ćwilin 1072m Łopień 961m, panorama z Siekierczyny

Śnieżnica i Ćwilin trzymając się za ręce ruszyli na zachód, a Kostrza pobiegła na północ. Młodzi byli już daleko, kiedy zobaczyła to Mogielica i miotając się ze wściekłości wypowiedziała znane sobie zaklęcie, które miało zmienić uciekinierów w nieruchome góry, ale w przypływie tej wielkiej złości i nienawiści nie wymieniła imion tych, do których miało ono być skierowane i wyrzucone z ust przez nią zaklęcie dotknęło wszystkich. 

Kostrza 730m, panorama z Rupniowa

I tak stoją aż do dzisiaj. Śnieżnica i Ćwilin nadal trzymają się za ręce, a ich dłonie utworzyły przełęcz Gruszowiec, Kostrza zastygła w biegu na północ i podążający niedaleko za nią Zęzów, Łopień który szeroko rozwartymi ramionami próbował zagrodzić drogę swojej żonie i całkiem z tyłu wielka i zła wiedźma Mogielica, na szczyt której w każdą świętojańską noc zlatują się czarownice i wieźmy z całych Gorców na naradę.

czwartek, 21 grudnia 2023

27. Legendy o Jezierniku


Jeziernik to góra, a dokładniej niewielki masyw górski położony w północnej części Beskidu Wyspowego między Pasierbcem a Żegociną, jak to niewielkie pasmo ze szczytami Kamionnej i Pasierbieckiej Góry nazywają tutejsi mieszkańcy. Prowadzi przez niego, wspólnie z żółtym i niebieskim szlakiem turystycznym, Beskidzka Droga świętego Jakuba.

Pasierbiecka Góra i Kamionna, widok z OPasierbca

Kamionna, widok z przełęczy Widoma

Kamionna

Pasierbiecka Góra

Na dzisiejszych mapach turystycznych nie ma tej nazwy, chociaż jest to nazwa historyczna, zapisana już w 1262 roku,  kiedy to ks. Bolesław Wstydliwy nadał komesowi Dzierżykrajowi rozległe tereny od Strzeszyc po Szczyrzyc, w tym „Mons Ieziernik” czyli górę Jeziernik.

Nazwa Jeziernik pochodzi od tego, że w obniżeniu miedzy dwoma wierzchołkami, które dzisiaj noszą nazwę Kamionna i Pasierbiecka Góra, znajdowało się duże jezioro, dzisiaj przekształcające się w torfowisko o długości około 100 metrów, w którym woda utrzymuje się w okresie dużych opadów deszczu, a - jak twierdzą miejscowi - utopiła się tu już niejedna owca, a nawet woły. Jeszcze teraz mieszkańcy okolicznych wsi: Kamionny, Kierlikówki i Trzciany nazywają to miejsce Jeziorem. Od niej wziął nazwę również potok Jeziornica, mający swe źródła w głębokiej debrzy, podchodzącej prawie pod samo jezioro. Lasy wokół tego miejsca mają jeszcze urok pierwotnych lasów, a chroni je położony na północnym stoku i sąsiadujący z jeziorkiem Rezerwat Przyrody Kamionna.

Ten samotny zalesiony o stromo opadających stokach masyw górujący nad okolicą nie był jednak miejscem odludnym. Jego grzbietem prowadzi droga która została uwidoczniona już na osiemnastowiecznych mapach. Mimo konieczności pokonania dużej wysokości z osiedli położonych u jego podnóża była ona dogodniejsza, gdyż prowadziła ponad głębokimi debrzami, jarami i dolinami potoków. 

Mapa z XVIII wieku

Debrza na północnym stoku Kamionnej, źródło św. Franciszka z wodą mineralną Zuber

Więc wędrowali nią tutejsi mieszkańcy, a także pielgrzymi zmierzający do słynącego łaskami i cudami sanktuarium Matki Bożej w Pasierbcu. Przechodzili obok osobliwego i tajemniczego jeziorka, dziwiąc się skąd pod samym szczytem zbiera się tyle wody. Widok ten musiał mocno oddziaływać na wyobraźnię mieszkających u jego podnóża ludzi, bo o tym tajemniczym miejscu powstało wiele legend. Oto kilka z nich

Jeziernik, zarastające jeziorko pod szczytem Kamionnej

Zdrada ukarana

Dawno, dawno temu we wsi Rozdziele mieszkała dziewczyna imieniem Marysia. Pochodziła z ubogiej rodziny. Nie miała nic, oprócz miłości. Kochała bowiem biednego chłopca - Jasia, który mieszkał w sąsiedztwie. Pewnego razu jechała koło domu Jasieńkowego bogata furmanka, a w niej jeszcze bogatsza kobieta. Widząc Jasia na zewnątrz chałupy zawołała go do swej karocy. Nim ruszyła dalej zaczęła mu opowiadać, że będzie mu  z nią lepiej, niż z tą biedną dziewczyną. On nie chciał, próbował wysiadać, ale to było na marne. Chłopak dał się zbałamucić i odjechał wraz z wdową i odjechał. Na drugi dzień odbył się ich ślub. Marysia nie mogła przeżyć zdrady i przeklnęła Jasia, gdy już wracał z poślubioną wdową i karawaną gości. Nagle konie się spłoszyły, a furmanka wraz z parą młodą wpadła do jeziora głębokiego tylko dyszel wystawał z wody. Po jakimś czasie przeobraził się on w brzozę, która rośnie do dziś ku przestrodze.


Pokarany oszust

Przed kilku wiekami dwaj sąsiadujący z górą Jeziernik panowie wiedli długi spór o granicę swych posiadłości na szczycie góry. Wreszcie sprawę miała rozstrzygnąć uroczysta przysięga przy świadkach. Wówczas jeden z nich chytrze wpadł na pewien pomysł. Oto nasypał ziemi ze swego pola do butów i przysiągł, że ziemia na której stoi jest jego własnością. Lecz na nic oszukaństwo - z hukiem i trzaskiem zapada się pole, na którym stali toczący spór panowie i woda pochłania obu wraz z końmi i wozami. Z dyszla wozu krzywoprzysiężcy wyrosło drzewo, jako widoczny znak zła i przewrotności ludzkiej. Do niedawna drzewem tym miała być brzoza rosnąca w bagnisku dawnego jeziora.


   

Legenda o kobiecie, która przez chęć zysku omal nie straciła dziecka

W Niedzielę Palmową wyszła ona z dzieckiem przez las na górę Jeziernik. Przed napotkaną  jaskinią zobaczyła diabła suszącego do słońca złoto i inne skarby. Od dawna wiedziano że w Niedzielę Palmową podczas sumy w kościele diabeł przesusza swoje skarby. Otóż diabeł pozbierał przed kobietą skarby i wszedł do jaskini a kobieta wraz z dzieckiem za nim. Ujrzała tam mnóstwo skarbów, niektóre zaczęła łapczywie zbierać do worka, a następnie szybko wybiegła z jaskini zapominając o dziecku. Gdy oprzytomniała wejście do jaskini zatrzasnęło się. Dziecko pozostało w mocy diabła. Zrozpaczona matka schowała skarby i udała się do wróżki po poradę. Ta poleciła jej by za rok w Niedzielę Palmową udała się ponownie w to miejsce z kłębkiem sznurka. Matka tak uczyniła, koniec sznurka przywiązała do drzewa i rozwijając kłębek zagłębiła się w czeluściach jaskini. W pewnej chwili w blasku jarzących się skarbów ujrzała swoją córeczkę bawiącą się drogocennymi klejnotami. Ze łzami w oczach porwała ją w objęcia i rozpoczęła dramatyczny bieg ku wyjściu. Naciągnięty sznurek wskazywał kierunek. Ledwie wybiegła z jaskini na polanę skała zapadła się a woda zalała wszystko. Zdobyty uprzednio skarb zamienił się w popiół, ale uszczęśliwiona matka nie myślała już o diabelskim skarbie, ponieważ odzyskała największy skarb, jakim może być tylko własne dziecko.


Legenda o księżniczce bez serca

Przez górę Kamionną jechała karoca pozłacana i posrebrzana. Jechała w niej księżniczka, królewna tak piękna, że każdy, kto ją zobaczył na kolana upadał. Jadąc przez Jeziernik karawana spotkała siedzącego przy drodze żebraka. Ogołoconego, głodnego, brudnego. Gdy królewna go zobaczyła i usłyszała jego płacz podniosła kamień z ziemi i dała go biedakowi. Pojechali dalej. Tam zobaczyli przywiązanego do drzewa przystojnego młodzieńca, który był rozebrany do bielizny. Cały pokryty był ranami, które zadał mu zbój. Mimo wyglądu chłopaka, ani jego cierpienia pani nie pomogła mu. Nagle, gdy przejeżdżali koło jeziora na Kamionnej spotkali mężczyznę. Był to czarnoksiężnik, czarodziej, który wymamrotał coś pod nosem i w jednej chwili wóz uniósł się i spadł do jeziora, a z jego dyszla wyrosło drzewo ku przestrodze."

Legendy te spisał Czesław Blajda i zamieścił w miesięczniku "Poznaj swój kraj" (nr 6-7) z 1963 roku, oraz Zofia Wiśniewska w książce "Baśnie i legendy znad Sanki"

środa, 6 grudnia 2023

26. Wędrujący kościół


„Imię moje Jakub, chcę przypominać światu o wartościach nieprzemijających”.

Taka inskrypcja umieszczona na największym dzwonie, jednym z trzech zawieszonych nad bramą w drewnianym ogrodzeniu otaczającym plac kościelny, wprowadza  głównego wejścia do znajdującego się we wsi Rozdziele kościoła poświęconego świętemu Jakubowi Starszemu Apostołowi, obok którego prowadzi szlak Beskidzkiej Drogi świętego Jakuba. Ten piękny drewniany kościół, stojący w tym miejscu od 1986 roku, jest obiektem zabytkowym zbudowanym w XVI wieku (niektórzy historycy podają nawet XV lub XIV wiek), na dodatek w zupełnie innym miejscu.



Przez około 600 lat istnienia kościół był cztery razy budowany i trzy razy przenoszony na nowe miejsce. Historia jego wędrówki, czy też przenosin, rozpoczyna się w wiosce Królówka położonej kilkanaście kilometrów na północ od miejsca, w którym znajduje się obecnie. Kościół to nie jest byle jaki, bo pieniądze na jego budowę dawali królowie polscy, a - jak głosi miejscowa tradycja - był w nim król Władysław IV wraz ze swoim dworem.

Budowa i pierwsze przenosiny

Wioska o nazwie Villa regis, stąd późniejsza nazwa Królówka, założona została z nadania królewskiego w 1319 roku, chociaż pierwsi osadnicy pojawili się w tej dolinie już w XIII wieku i pod opieką benedyktynów, którzy prowadzili na tym terenie ewangelizację, zbudowano pierwszą niewielką kaplicę poświęconą świętemu Jakubowi Starszemu Apostołowi. Z biegiem lat osadników przybywało i nie mieścili się już na odprawianych w niej nabożeństwach. Kiedy w lesie powyżej wioski, w stoku wzniesienia o nazwie Uzbornia, odkryto obfite źródło wody, część gospodarzy przeniosła się na to miejsce. Postanowili wybudować dla siebie nowy kościół, żeby nie schodzić do małej kapliczki stojącej na dnie doliny. Ułożono kamienny fundament, zaczęto z góry zwozić drewno na budowę i położono pierwsze podwaliny, ale nocą, jak mówi miejscowa legenda, „ktoś im nieznany przewiózł je na siwym koniu” i złożył obok istniejącej w dolinie kapliczki. Sprowadzeni na miejsce benedyktyni uznali to za Znak Boży, więc postanowiono rozebrać rozpoczętą budowę i z tego materiału postawić we wskazanym miejscu nowy, okazały, drewniany kościół. Kapliczkę rozebrano a na nowy kościół przeniesiono wezwanie świętego Jakuba Starszego Apostoła.

Dwie budowy

O położonej na południe od zamku w Wiśniczu wiosce Villa regis, będącej własnością królewską i znajdującym się w niej kościele, wspomina Jan Długosz w datowanym na lata 1470 -1480 dziele „Liber beneficiorum”. W tym czasie najprawdopodobniej dzierżawca tej królewszczyzny postawił nowy kościół i upamiętnił to swoją tarczą herbową Topór umieszczoną przy drzwiach do kościoła. Budowa najprawdopodobniej była wsparta fundacją królewską, bo były to królewszczyzny odwiedzane często przez królów polskich. Okolice były wspaniałymi terenami myśliwskimi, a polowania, obok rządzenia, stanowiły główne zajęcie panujących. Bywał tu na łowach Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Zygmunt August i Władysław IV, a położony w pobliżu zamek Wiśnicz, będący własnością rodu Kmitów, a potem Lubomirskich, dawał władcom możliwość wygodnego pobytu.  

Miejscowa tradycja podaje, że w 1563 roku król Zygmunt August ufundował nowy kościół, lub co bardziej prawdopodobne przebudował, a za panowania Władysław IV, dobudowana do niego została boczna kaplica, na potrzebę wizyty króla w tym kościele. I tak zbudowany stał ten kościół w tym miejscu aż do połowy XX wieku.

Drugie przenosiny

W latach trzydziestych XX wieku rozpoczęto budowę nowego kościoła i zapadła decyzja o rozbiórce starej, już zniszczonej wiekiem drewnianej świątyni. Wykonano ją dopiero po II wojnie światowej w 1947 roku i cały materiał z rozbiórki złożono na stos. Uratowany został decyzją Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Krakowie nakazującą z powrotem postawienie tego kościoła w nowym miejscu. W 1949 roku został złożony na miejscowym cmentarzu, z przeznaczeniem na muzeum ku czci poety Kazimierza Brodzińskiego. Postawiono go jednak bez fundamentów na podmokłym terenie i drewno zaczęło szybko butwieć.

Trzecie przenosiny

Do 1985 roku kościół stał nieużytkowany na cmentarzu. Planowano przenieść go do Cichawki, lecz tamtejsi mieszkańcy nie chcieli wziąć takiej „tlałki”.  Wtedy po raz drugi ten kościółek został uratowany, tym razem przez ówczesnego proboszcza parafii w Żegocinie księdza Antoniego Porębę, który znalazł dla niego miejsce w Rozdzielu Dolnym, w którym mieszkańcy, poza niewielką kaplicą pod wezwaniem Niepokalanego Serca NMP,  nie mieli swojej świątyni, a droga do kościoła parafialnego w Żegocinie była bardzo daleka. Na działce ofiarowanej przez Stanisława Marcisza, znajdującej się u podnóża południowego stoku wzniesienia Łopusze, mieszkańcy Rozdziela postawili fundamenty, a  ekipa miejscowych cieśli, kierowana przez Stanisława Parucha, najpierw w Królówce rozebrała, a potem belka po belce złożyła kościółek na przygotowanym miejscu. Już w 1986 roku świątynia służyła mieszkańcom, ale upłynęło jeszcze wiele lat aż kościół został wykończony i wyposażony, a teren wokół niego zagospodarowany.

Kościół pod wezwaniem świętego Jakuba w Rozdzielu

Otoczona drewnianym ogrodzeniem światynia usytuowana jest bardzo nietypowo. Kościół nie jest orientowany, jego główna oś ma kierunek południe – północ. Na tej osi, w otaczającym kościół drewnianym ogrodzeniu usytuowana jest brama, pod której zadaszeniem wiszą trzy dzwony, prowadząca  poprzez plac kościelny do drzwi kościoła.


Wykonane w 1998 roku w Odlewni Jana Felczyńskiego różnej wielkości i o różnej tonacji dzwony mają imiona upamiętniające fundatorów:  Jakuba i Mari Krawczyków i ks. Antoniego Poręby:
- dzwon święty Antoni waży 80 kg i ma ton: gis;
- dzwon Maryja ma wagę około. 130 kg i ton: f; 
- największy, środkowy o imieniu Jakub waży 260 kg i wydaje dźwięk w tonacji cis. Na jego płaszczu znajduje się napis, (przytoczony na początku opowieści) „Imię moje Jakub, chcę przypominać światu o wartościach nieprzemijających”.


Układ przestrzenny kościoła jest pierwotny, charakterystyczny dla późnogotyckiej architektury kościelnej Małopolski. Budowla jednonawowa z prezbiterium wielobocznym o konstrukcji wykonanej z drewnianych bali „na zrąb”. W różnych opracowaniach podawane są różne daty jego powstania, podaje się nawet rok 1569, ale bryła i sposób budowy, oraz zachowane elementy typowo gotyckie, jakimi jest ostrołukowy portal wejściowy z tarczą herbową Topór i ostrołukowe okno w prezbiterium za głównym ołtarzem, wskazują na wcześniejszy okres powstania tej świątyni. 




W późniejszym okresie, najprawdopodobniej w latach czterdziestych XVII wieku, dobudowana została boczna kaplica z łukowym przejściem do nawy i ze znajdującą się nad nim lożą. Tradycja przekazuje, że kaplica wraz z lożą wybudowane zostały dla przyjęcia w kościele króla Władysława IV, zapalonego myśliwego, który przybyć miał na tereny na polowanie.



Zabytkowe elementy wyposażenia wnętrza kościoła w większości nie przetrwały do naszych czasów. Ze spisu inwentarzowego z 1773 roku wynika, że w kościele były trzy ołtarze: główny pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, z obrazem świętego Jakuba umieszczonym na szczycie, dwa boczne z obrazami świętej Anny, Matki Bożej, świętego Mikołaja i świętego Stanisława biskupa. Były drewniane, malowane i złocone. Szczególnej czci doznawali Najświętsza Maria Panna i święty Jakub, a ich wizerunki zdobiły wota (notatka wizytacyjna z 1664 roku).

Obecnie wyposażenie świątyni stanowią dary ofiarowane z różnych kościołów diecezji tarnowskiej, lub wykonane przez współczesnych artystów.

Ołtarz główny rokokowy, dar proboszcza ze Złotej księdza  Franciszka Korty, zrekonstruowany został w 2016 roku przez Antoniego Pasionka z Jaworznej. W centralnej części znajduje się wnęka z figurą św. Jakuba Apostoła, zasłaniana kopią obrazu "Przemienienie Pańskie" z 1620 roku. Nad bocznymi bramkami umieszczone zostały figury świętego Stanisława i świętego Wojciecha. W zwieńczeniu ołtarza obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus. Drewniany tryptyk w podstawie ołtarza wykonał miejscowy stolarz Stanisław Paruch, który wniósł olbrzymi wkład w rekonstrukcję kościoła. 



Obraz świętego Jakuba, który wymienia spis inwentarzowy z 1773 roku, nie zachował się. Zastąpiono go umieszczoną w apsydzie nową figurą świętego Jakuba przedstawionego jako apostoła. W 2016 roku, po ustawieniu zrekonstruowanego ołtarza, starą rzeźbę zastąpiono nową, przedstawiającą świętego  Jakuba Pielgrzyma z laską pielgrzymią, muszlą, oraz księgą Pisma Świętego. 


Ołtarze boczne wykonane pod koniec XIX wieku w warsztacie Wojciecha Samka w Bochni przeniesione zostały w 2016 roku z kościoła w Starym Wiśniczu:
- ołtarz prawy z obrazem Jezusa Miłosiernego w centrum i obrazem świętej Faustyny w zwieńczeniu. Mensę zdobią płaskorzeźby: "Zaślubiny NMP" i "Ucieczka do Egiptu".
- ołtarz lewy z obrazem Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus namalowany w 1860 roku w Oświęcimiu przez Jana Stankiewicza i z wizerunkiem świętego Jana Pawła II w zwieńczeniu. Na mensie płaskorzeźby: "Narodziny Pana Jezusa" i "Odnalezienie Pana Jezusa w świątyni".


Neogotycki ołtarz w kaplicy bocznej przeniesiony został z kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Sączu. Nad tabernakulum umieszczona jest kopia obrazu Matki Bożej Tuchowskiej, powyżej figura świętego Józefa z Dzieciątkiem Jezus, a po bokach figury świętej Marii Małgorzaty Alacoque i nieznanego świętego z książką.


W wyposażeniu kościoła znajduje się jeszcze:
-  rekonstrukcja renesansowej chrzcielnicy i kropielnicy jaka znajdowała się w dawnym kościele, wykonana przez miejscowego kamieniarza Jana Stacha w 1987 roku;
- obrazy Stacji Męki Pańskiej pochodzące najprawdopodobniej z XVIII wieku i  znalezione na starej plebani w Żegocinie;
- konfesjonał pochodzący z XVIII wieku,  przeniesiony z kościoła w Trzcianie, w którym dwukrotnie spowiadał  ksiądz Karol Wojtyła, będąc wikarym w niedalekiej Niegowici.

Na placu kościelnym, tworzącym obejście świątyni znajduje się ufundowaną przez parafian z Rozdziela kamienny obelisk ustawiony na cześć zmarłego w 2004 roku księdza prałata Antoniego Poręby. 



Za kościołem, od strony północnej, znajduje się grota Matki Bożej z Lourdes, zbudowana przez Stanisława Parucha, mieszkańca Rozdziela.



sobota, 18 listopada 2023

25. Na śliwkowym szlaku


Beskidzka Droga świętego Jakuba, na jednym z etapów w Beskidzie Wyspowym, przechodzi przez region w którym jesienią w powietrzu unosi się specyficzny zapach suszonych owoców, dobywający się z ponad sześciuset niewielkich gospodarskich wędzarni. Produkowana tu suszona i wędzona śliwka jest najlepsza, a swoimi niepowtarzalnymi walorami smakowymi zdobyła uznanie smakoszy w wielu krajach. To gmina Laskowa, w wioskach której powstają  „Suski sechlońskie”, czyli wędzone śliwki węgierki z pestką.

Suska Sechlońska 

W 2006 roku „Suska sechlońska” została wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych, a 2010 roku zarejestrowana w Komisji Europejskiej jako produkt ze znakiem Chronione Oznaczenie Geograficzne. Jej produkcja według ustalonej i przestrzeganej technologii obejmuje obszar czterech sąsiadujących ze sobą gmin: Laskowa, Iwkowa, Łososina Dolna i Żegocina połączonych „Szlakiem Suszonej Śliwki”, prowadzącym przez wszystkie gospodarstwa, w których produkowana jest ta wędzona śliwka. 

Sama nazwa suska oznacza suszoną śliwkę, zaś określenie sechlońska pochodzi od nazwy leżącej we wschodniej części gminy Laskowa wsi Sechna, której, w której tradycje uprawy i suszenia śliw są bardzo stare. Jan Długosz wymienia Sechnę (Sechlnę) jako wieś należącą do kościoła parafialnego w Ujanowicach w majątku Klarysek ze Starego Sącza, a według zachowanych dokumentów z XVIII wieku w tej wsi rosło bardzo wiele drzew owocowych. Odnotowano też w 1738 roku, że przy jednej z zagród we wsi Żmiąca znajdował się sad złożony z 310 śliw. Ubogie podłoże glebowe, nienadające się do uprawy innych drzew owocowych, było wystarczające dla mało wymagających śliw węgierek.  

Zebrane śliwki jedzono i  robiono powidła, które były lokalnym przysmakiem znanym już w XVII wieku nie tylko jesienią, a kiszone lub suszone i wędzone owoce, wykorzystywano zimą jako dodatek do różnych potraw, takich jak krupnik,  bigos, a także pęczak czy pierogi z suszonymi śliwkami, które do dzisiaj potrafią ukontentować nawet najwybredniejsze podniebienia, bo smaku suszonej i wędzonej tradycyjną metodą, niekonserwowanej chemicznie, śliwki nie da się porównać z niczym innym. 

Tutejsza legenda przekazuje, że na pomysł suszenia śliwek wpadł proboszcz, który kazał swoim parafianom, w ramach zadośćuczynienia za grzechy, sadzić drzewa owocowe. A że czereśnie czy grusze rosły na tych ziemiach słabo, radził, by sadzić śliwy. Wierni, owszem, chętnie spełniali pokutę, ale z zebranych dojrzałych owoców zaczęli pędzić śliwowicę. To oczywiście wcale się nie podobało pobożnemu księdzu, zatem zaczął nakazywać na pokutę suszenie śliw dymem, czyli wędzenie, bo tak przetworzone nie dały się przerobić na alkohol. Dziś w gminie Laskowa znajduje się kilkaset działających suszarni, a śliwy stanowią prawie jedną czwartą wszystkich rosnących tu drzew owocowych. 

Według dokumentu rejestracyjnego wędzona w tym regionie śliwka z pestką w środku charakteryzuje się elastycznym, mięsistym miąższem i pomarszczoną, lepką skórką w kolorze ciemnogranatowym przechodzącą nawet do czarnego. W smaku suska sechlońska jest lekko słodka z posmakiem i aromatem wędzenia. Powyższe jest spowodowane procesem produkcyjnym, który w istocie bardziej przypomina wędzenie niż suszenie. Do wyrobu „Suski sechlońskiej” wykorzystuje się wyłącznie owoce z pestkami tradycyjnej odmiany śliwy domowej Węgierki Zwykłej.


Śliwa domowa Węgierka Zwykła

Jest odmianą uprawną drzewa owocowego, występującego jako jeden z czterech podgatunków śliwy domowej - Prunus domestica. Drzewa są dość mocno rosnące do wysokości około 6 metrów i tworzą koronę kulistą, umiarkowanie zagęszczoną. Dojrzałość zbiorczą osiągają od połowy września do końca października. Owoce o długości 3 do 4 cm charakteryzują się wydłużonym, czasem elipsoidalnymi kształtem, zwężonym przy szypułce. Skórka jest granatowa lub brunatnogranatowa pokryta gęstym białym nalotem woskowym.  Miąższ w okresie wczesnego zbioru przeznaczonego do suszenia i wędzenia ma barwę zielono-żółtą, a zbierany później do bezpośredniej konsumpcji od żółtej do pomarańczowej. Jest jędrny, chrząstkowaty, ścisły i równocześnie soczysty. Wywodzi się prawdopodobnie z Azji Mniejszej, skąd w czasie wędrówek ludów w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery dostała się do Europy, a w XVII wieku była szeroko już rozpowszechniona. Do Polski najprawdopodobniej przywędrowała z Węgier i stąd jej polska nazwa.




Suszenie i wędzenie śliwek

Owoce przeznaczone do suszenia i wędzenia zbiera się w okresie dojrzałym, ale jeszcze niekonsumpcyjnym. Zebrane owoce poddaje się wstępnej, ręcznej segregacji a następnie w tradycyjnych niewielkich murowanych budynkach, nazywanych, w zależności od sposobu ich budowania, luftówkami, lub suśniami, i opalanymi suchym drewnem bukowym, układa się na drewnianym ruszcie, wykonanym z ułożonych poprzecznie drewnianych listew o szerokości 4 cm, zwanych laśniami, cienką warstwę owoców i przykrywa dość szczelnie deskami dla zatrzymania przepływającego gorącego powietrza. Za pomocą specjalnej łopaty raz dziennie odwraca się warstwę suszących się śliwek. Temperatura powietrza podczas wędzenia wynosi od 45 do 60 stopni Celsjusza, a cały proces trwa od 4 do 6 dni, w zależności od miąższości zebranych owoców. Ta forma konserwacji owoców, a suszy się w ten sposób również jabłka i gruszki, zapewnia nawet kilkuletnią możliwość ich przechowywania.

Saknsen w Jędrzejkówce. Suszarnie suśnia i luftówka 


Luftówka jest najstarszym znanym od kilkuset lat na terenie gminy Laskowa typem suszarni i wędzarni owoców. Budowana była na stromym zboczu, u podstawy którego stawiano kamienny budynek paleniska nakrytego sklepieniem wykonanym również z kamienia i połączony podziemnym kanałem – luftem z oddzielnie stojącym powyżej, na kamiennej podmurówce tworzącej komorę dymową, drewnianym budynkiem suszarni. Obydwa budynki były kryte strzechą, a ten system budowy zabezpieczał drewnianą konstrukcję suszarni i pokryte strzechą drewniane dachy od źródło ognia.

Suśnie, które można znaleźć jeszcze dzisiaj przy wielu gospodarstwach domowych, są niewielkimi dwukondygnacyjnymi budynkami również służącymi do suszenia i wędzenia owoców.  Znajdują się zwykle na końcu sadu, czasem pod lasem lub w niewielkich wąwozach, zwanych tutaj „paryjami”. Dolna kondygnacja, o wymiarach 2 na 3,5 metra i wysokości około 1,8 metra, z paleniskiem poniżej poziomu gruntu, wykonywana jest z kamieni łączonych gliną i nakryta kamiennymi płytami, których rolą jest zatrzymanie rozżarzonych iskier i nadmiernego ognia, oraz zapewnienie prawidłowego  procesu suszenia utrzymując długo po nagrzaniu stałą temperaturę. Szczyt muru okalającego kondygnację paleniska stanowi podporą dla drewnianej konstrukcji suszarni i rusztu do suszenia śliw. Najczęściej występują suszarnie dwu i trzykomorowe, można jednak spotkać suszarnie jednokomorowe jak również duże pięciokomorowe.

Te dwa rodzaje suszarni, stanowiące ważny element kulturowy południa Małopolski, można obejrzeć w niewielkim prywatnym skansenie znajdującym się w Laskowej na Jędrzejówce, do którego ze szlaku Beskidzkiej Drogi Jakubowej prowadzi kilometrowej długości Przyrodnicza Ścieżka Leśna z kilkunastoma tablicami informacyjnymi i edukacyjnymi.


Skansen na Jędrzejkówce

Jest to prywatna kolekcja etnograficzna, tworzona przez Barbarę i Krzysztofa Jędrzejek, położona w Laskowej w dzielnicy Nadole, na którą składa się budynek muzeum zawierający bogate zbiory i artefakty etnograficzne z tego regionu, spichlerz z Dobrociesza, w którym umieszczono warsztat kołodzieja, suszarnię owoców z Laskowej, suszarnię i wędzarnię z Michalczowej, młyn wodny ze Żmiącej ze sprawnym wciąż drewnianym mechanizmem, spichlerz z Kamionki Małej, pasieka z zabytkowymi ulami, której zaczątkiem była stuletnia barć wydrążona w pniu lipy, kamienna kapliczka z Jaworznej pochodząca z 1877 r. oraz bogato wyposażona kuźnia z Michalczowej. Od gospodarzy tego skansenu można usłyszeć wiele opowieści o tym regionie, a także otrzymać przepisy kulinarne na potrawy i przetwory robione z wędzonych śliwek.

Rarytasy kulinarne i napoje z wędzonej śliwki

Czas wieczerzy Wigilijnej i świąt Bożego Narodzenia, wielu osobom, kultywującym tradycje kulinarne tego święta, jest nieodłącznie związany z zapachem i smakiem suszonych śliwek węgierek. Obowiązkowo na stole pojawia się fasola Jaś, kasza i kapusta z tymi śliwkami oraz zrobiony z nich kompot, a w niektórych regionach Polski także pierogi z tymi owocami.





Kiedy minie czas wigilijnej abstynencji to świąteczne popołudnie okraszone różnego rodzaju smakołykami, w tym również wędzonymi śliwkami w polewie czekoladowej, warto wzbogacić o kieliszek, wyjątkowej w smaku i aromacie, zrobionej rok wcześniej, nalewki z wędzonych śliwek. Sporządzona według staropolskich przepisów na spirytusie i dobrej gatunkowo wódce, z niewielkim dodatkiem miodu i cynamonu, ma odpowiednią i rozgrzewającą moc, zwykle ponad 40% alkoholu, a dymny aromat nalewki, głęboki smak oraz ciemny bursztynowy kolor, jaki osiąga po około 6 miesiącach, na pewną docenią koneserzy dobrych alkoholi.

Przez krótki okres czasu, przed świętami Bożego Narodzenia pojawia się w sprzedaży unikalny napój, już nie tak mocny jak nalewka, bo mający zwykle około 10 do 11% alkoholu. To Porter Imperium Prunum, produkowany na północy Polski, przy produkcji którego najważniejszym elementem jest suska sechlońska pochodząca właśnie z gminy Laskowa, o czym informuje piękna etykieta na butelce, a którego aromat wędzonej śliwki nierozłącznie kojarzy się również z okresem świąt Bożego Narodzenia.

Porter Imperium Prunum  

To unikatowa odmiana porteru bałtyckiego, do produkcji którego użyta została suska sechlońska i ten składnik oraz proces wytwarzania różnią go od innych piw tego gatunku. Tradycyjne portery mają 21% ekstraktu i ok. 9% alkoholu. To piwo ma 26% ekstraktu, a drożdże odfermentują  je do około 10,5% alkoholu. Piwo jest czarne, nieprzejrzyste, z beżową drobnopęcherzykową pianą.

Walory i smak tak opisuje produkujący je Browar Kormoran:  „W aromacie uderza feeria ciemnych zapachów: kawy, kakao, czekolady i czekoladowych pralin sowicie nadzianych owocami z likieru. Wszystko to unosi się łącząc z nutami szlachetnego alkoholu oraz wędzonych owoców. Zdecydowana wędzona nuta łącząca oba elementy kompozycji piwa pochodzi nie od wędzonych słodów, a od zastosowania Suski Sechlońskiej – wędzonej śliwki węgierki pochodzącej z okolic wsi Sechna [gmina Laskowa] posiadającej unijny certyfikat Chronionego Oznaczenia Geograficznego, którą dodaje się dwa razy. Po raz pierwszy w czasie warzenia piwa i po raz drugi po roku, podczas leżakowania, już z nowego zbioru, aby w gotowym piwie suska oddała owocową słodycz oraz dymny posmak. Smak potwierdza wszystko to, co pojawiło się w aromacie. Szlachetne, rozgrzewające nuty alkoholowe pozwalają delektować się każdym łykiem. Wszystkie elementy – niczym jesienna mgła w górskiej dolinie – łączy owocowa wędzoność śliwki.”

Skąd na Mazurach, na drugim końcu Polski, znalazła się wędzona suska sechlońska? O tym opowiada legenda znajdująca się z folderze Browaru Kormoran.

Dawno temu, wśród wzgórz i jezior rozpościerała się kraina, w której zboża, miodu i piwa nie brakowało. Tutejsi mieszkańcy byli mistrzami w warzeniu klasycznych stylów piw, a dzięki podróżom i nowe pomysły nie były im obce. Pewnego razu krainę obiegła wieść, że granice zaczęły oplatać pnącza chmielu, chmielu niezwykłego, inaczej pachnącego, przybyłego zza morza. Warzone z nim piwa magicznie rozsławiały korzystające zeń ziemie, ale ludzie gadali, że im więcej się go używa tym szczelniej oplata zauroczone nim królestwa tak, że nikt nie może się wydostać na zewnątrz. Mądry władca krainy lasów i jezior wezwał mistrza piwowara… Ten rzekł, że zna recepturę na wyjątkowe piwo mogące odwrócić klątwę, ale brak mu ostatniego składnika. Władca posłał przeto po śmiałków i polecił im odnaleźć ów wyjątkowy składnik. Ruszyli się zatem na poszukiwanie w cztery strony świata. Wielu nie przeszło przez gęste chmielowe zarośla, ci zaś, którzy się przedostali nie potrafili składnika odnaleźć. Mieszkańcy krainy tracili nadzieję, a chmielowe zarośla coraz mocniej ją oplatały.  Aż z początkiem jesieni powrócił najodważniejszy, najsprytniejszy i najbardziej niepokorny ze śmiałków. Powrócił z małej górzystej krainy o granatowych stokach, pachnącej wędzonką i słodyczą, jakiej wcześniej nikt w królestwie nie znał. Kraina rozciągała się nieopodal miejscowości zwanej Sechna. Jej mieszkańcy obdarowali go zapasem swojej śliwki zwanej Suską Sechlońską i rzekli, że jej smak może powstrzymać zagrożenie. Władca przekazał trzos pełny śliwki piwowarowi, który udał się do browaru i nie wracał bardzo długo. To co warzył w tajemnicy wymagało najwyższego kunsztu, gdzyż najmniejszy błąd mógł zaprzepaścić szansę odwrócenia klątwy. Aż w środku zimy piwowar powrócił niosąc w ręku kufel imperialnego porteru bałtyckiego suto dosmaczonego Suską Sechlońską. Gdy tylko mieszkańcy spróbowali piwa chmielowe zarośla zmieniły się w piękny uprawny chmielnik. Radości nie było końca, a wieść o krainie, trunku, cudownej śliwce i bohaterskim śmiałku obiegła cały świat. 

Do nazwy Porter Imperium dodano jeszcze słowo Prunum, czyli śliwkowy. A dla ciekawości jeszcze pytanie - co się dzieje z suszonymi śliwkami, które zostają po filtracji piwa? 

Suska sechlońska w czekoladzie

Dzięki współpracy Browaru Kormoran z cukiernią  „Moja” w Olsztynie powstała pralina „Suska w czekoladzie” z dodatkiem marcepanu, który na Warmii i Mazurach jest cenionym specjałem. Otrzymana z browaru po filtracji śliwka ma już nieco mniej zapachu dymu, ale w zamian w jej kompozycji smakowej pojawiły się nuty ciemnych słodów, chmielu oraz delikatny alkoholowy posmak. Śliwkę z browaru otocza królewiecki marcepanem i belgijska czekolada. Produkcja pralin jest sezonowa i pojawia się pod koniec roku, po otrzymaniu śliwek z browaru.