.jpg)
1.png)

.jpg)



.jpg)
.jpg)
Zastanawiać może tak dużo uświęconych miejsc na tak niewielkim, zalesionym i niezamieszkałym terenie: krzyż na Łysej Górze, Krzyż na Miejskiej Górze i zbudowana miedzy nimi Droga Krzyżowa. Miejscowi ludzie utożsamiają to z opowiadaną o tym terenie dawną legendą.
W dawnych czasach, kiedy w dolinach nie było żadnych osad, bo ludzie bali się napadów, rabunków i najazdu obcych wojsk, osiedlano się wysoko nad doliną, chronieni stromymi stokami gór. Tak też było tutaj. Nie było jeszcze wioski Mordarki leżącej dzisiaj u podnóża Łysej Góry, nie było też Limanowej, bo ta powstała wiele wieków później.
Przy niebieskim szlaku prowadzącym z Limanowej, którym również przebiega Beskidzka Droga świętego Jakuba, miedzy Łysą Górą i Miejską Górą jest wypłaszczenie zwane przez miejscowych Kościelisko, a tuż obok niego miejsce o nazwie Karczmisko. Prowadzone badania archeologiczne potwierdziły, że w tym miejscu znajdowała się osada. Osada była duża, miała wiele domów, kościół i karczmę. Poniżej doliną biegła droga kupiecka z Kotliny Sądeckiej w kierunku Szczyrzyca i Dobczyc, więc ludziom w tej osadzie musiało się dobrze powodzić, bo na handlu z kupcami można było dobrze zarobić. Jak to zwykle bywa, gdy przybywa pieniędzy i życie staje się łatwiejsze, to zaczyna zapominać się o Bogu i coraz częściej, zamiast do kościoła na mszę świętą, ludzie zaczęli zachodzić do karczmy. Długo trwała ta „obraza boska”, aż w końcu miarka się przebrała.
Pewnego dnia, podczas gdy kilkunastu pobożnych ludzi modliło się w kościółku, w karczmie biesiadowali najwięksi rozpustnicy w okolicy. Jeden z nich zaproponował, żeby iść do kościoła i zobaczyć co też ksiądz popija ze złotego kielicha. Gdy pijana zgraja wdarła się do świątyni, rozgniewany Bóg sprawił, że osada razem z kościołem i karczmą zapadła się głęboko pod ziemię. Modlący się ludzie spotkali się z świętym Piotrem u bram nieba, rozpustnicy zaś ujrzeli piekielne wrota.
Podobno przez długie lata kaplicę upamiętniał krzyż wyrastający wprost spod ziemi, ale szatan dalej przebywał na szczycie Łysej Góry, roznosząc zło po okolicy. Pewnego dnia do młodego pasterza, który wypasał w pobliżu owce, przyszedł nieznany mu mężczyzna z pytaniem, czy nie boi się chodzić sam po tym lesie. Nakłonił młodzieńca, żeby zamknął oczy i szedł za jego głosem. Pasterz nie podejrzewał z kim ma do czynienia i poddał się propozycji, chcą udowodnić jak dobrze zna ten las. W pewnej chwili potknął się o wystający z ziemi krzyż, zaklął szpetnie i w tym momencie wraz z nim zapadł się pod ziemię tak, jak niegdyś wioska, kościół i karczma.
Znalazł się jednak śmiałek i na szczycie Łysej Góry zbudował nową karczmę, o której bogobojni mieszkańcy z doliny mówią, że chyba sam szatan dał dutki na jej budowę i trzyma tam straż, bo jak to możliwe, żeby na szczycie tak wielkiej góry mogły być hodowane pstrągi.



.jpg)
.jpg)
.jpg)
Mieszkańcy Limanowej widząc, że w mieście coraz więcej ludzi ulega grzesznym pokusom, postanowili wzmocnić ochronę swego miasta przed działaniem złych mocy i w 1999 roku na Miejskiej Górze zbudowano wielki krzyż, a dziesięć lat później wzdłuż leśnej drogi prowadzącej od granicy miasta, przez teren pogrzebanej osady, postawiono piętnaście kapliczek Drogi Krzyżowej.
Tak o pogrzebanym mieście opowiedzieli
mi mieszkający przy ulicy Leśnej gospodarze u których zatrzymałem się na noc
wędrując Beskidzką Drogą świętego Jakuba. Jak też mnie zapewniono, że jeśli
chcę się przekonać o prawdziwości podania powinienem w samo południe w Boże
Ciało pójść na Kościelisko i przyłożyć ucho do ziemi, a usłyszę bijące dzwony.
Bardzo ciekawa historia.
OdpowiedzUsuń