Kilka kilometrów za Ryterskim
Zamkiem Beskidzka Droga Świętego Jakuba opuszcza góry Beskidu Sądeckiego i
wprowadza pielgrzymów do Kotliny Sądeckiej.
Na styku gór i kotliny leży miejscowość Barcice znana i słynna z
odbywającego się tutaj każdego roku na początku września Panonica Folk
Festival, najważniejszego w Polsce festiwalu prezentującego kulturę bałkańską i
panońską. Za Barcicami rozpoczynają się zabudowania Starego Sącza. Szlak
prowadzi obok starego cmentarza otoczonego kamiennym murem, zza którego widać
niewielki siedemnastowieczny kościół świętego Rocha.
Jak głosi legenda, był
tutaj wcześniej średniowieczny kościół, postawiony obok miejsca gdzie
pochowano poległych w bitwie, jaka w 1288 roku toczyła się na przedpolach
Starego Sącza miedzy wojskami mongolskimi a węgierskimi. Węgrzy pod wodzą
Jerzego z Sovaru znanego w Polsce jako Jerzy Szowarski, lub Szymonowicz,
pokonali Mongołów oblegających
Stary Sącz i zmusili do ucieczki w kierunku Rusi Czerwonej. Był to trzeci z
kolei i ostatni ich najazd na Polskę.
Tutaj drobna dygresja historyczna. Przyjęła
się potoczna nazywa najazdy tatarskie. W średniowieczu Tatarami nazywano różne
ludy tureckie, mongolskie i tungusko-tybetańskie podbite przez
mongolskiego władcę Czyngis-chana. Nazwa najazdy tatarskie, utrwalona przez
kronikarzy, przeszła do języka potocznego, ale poprawnie powinno się nazywać je mongolskimi.
Dlaczego Węgrzy, pod wodzą
Jerzego Szowarskiego, walczyli z najeźdźcami w Małopolsce, na Ziemi Sądeckiej? Wyjaśniają to wydarzenia jakiem miały miejsce
w Polsce kilka lat wcześniej, kiedy toczyły się walki o tron krakowski między
książętami: Konradem mazowieckim a Leszkiem Czarnym.. W walkach tych w 1285
roku pojawia się Jerzy z Sovaru wraz z rycerstwem węgierskim, przysłany na
pomoc księciu Leszkowi przez króla Węgier Władysława, brata księżnej Kingi.
Zapomniany to dzisiaj w naszym
kraju rycerz i zapomniane są jego chwalebne czyny w obronie Polski i księcia
Leszka Czarnego. A jeszcze w drugiej połowie XIX wieku szeroko o nim pisał
Szczęsny Morawski w monografii „Sądecczyzna” i ks. Jan Sygański w szkicu historycznym
„Nowy Sącz jego dzieje i pamiątki dziejowe” wydanym w 1892 roku. Zachęcam do
lektury tych dwóch dzieł, które w inny niż zwykle, bo przez pryzmat „ Małej Ojczyzny”
– Sądecczyzny, w barwny sposób pokazują dzieje Polski od czasów najdawniejszych
do XIX wieku.
Szczęsny Morawski tak przedstawia
Jerzego Szowarskiego:
„Węgierski król Ladisław, brat Kunegundy,
przyjął Leszka jako powinowatego swego i nie odmówił pomocy, bo jak się wyraził
w przywileju włości Sowar: królestwo polskie tak poważał jak gdyby swoje
własne.
Miał zaś dzielnego wojownika, druha
swego: Jerzego Szymonowicza, który się razem z nim chował i dzielnem ramieniem
niejedną mu przysługę wyświadczył, mianowicie przeciw Ottokarowi czeskiemu,
szczególnie zaś przeciw Tatarom. Z dobraną drużyną krewnych i przyjaciół
odbijał plony i łup i niemało łbów tatarskich wznak zwycięstwa naprzesyłał
królowi swemu. Tego więc Jerzego na czele zbrojnych królewskich dworzan
przeznaczył na pomoc Leszkowi. Przyłączyło się też do słynnego wodza wiela
młodzieży szlachetnej prócz braci jego: Boxy i Tomasza i zbrojnych sług. Jak
zwykle przedni zastęp wiódł sam Jerzy na czele swych krewnych i dworzan o wiele
wyprzedzając zastępy Leszka zdążające zwolna. U Bogucic nad Tabą niebacznie
zbliżywszy się pod obóz Konrada musiał sam bój rozpocząć. Ciężko i duszno mu
już było nim zdążyły drugie oddziały: Pięć ran ciężkich odebrał sam walcząc z
przemocą; jeden krewny jego poległ, a 11 sług poraniono. Przetrzymał jednak walkę
na sobie, a za przybyciem Leszka rozstrzygnął zwycięstwo.”
III najazd mongolski na Polskę
Dwa lata później, w grudniu 1287 roku, na ziemie polskie wtargnęły dwie grupy wojsk mongolskich.
Północna, pod dowództwem Telebogi, przez Lublin i Sandomierz dotarła do Gór Świętokrzyskich,
gdzie pod Łagowem została pokonana przez wojska
księcia Leszka Czarnego. południowa armia wojsk mongolskich pod dowództwem Nogaja dotarła 24 grudnia 1287
roku pod Kraków, rozpoczynając oblężenie i szturm
miasta. Oblężenie przeciągało się wobec twardego oporu wojska polskiego i mieszczan krakowskich, więc Nogaj część wojska skierował w dwóch dużych kolumnach na złupienie południa Małopolski.
Pierwsza
dotarła w rejon Podhala, gdzie stoczyła bitwę nad Dunajcem z miejscowymi
góralami. Druga skierowała się w kierunku Starego Sącza celem zdobycia miasta i
klasztoru. Księżna Kinga wraz zakonnicami opuściła klasztor i schroniła się w
Zamku Pieninskim. Miasto dobrze przygotowało się do obrony, gromadząc duże
zapasy żywności oraz wzmacniając obronę okolicznym rycerstwem. Oblężenie
Starego Sącza przedłużało się i nie przynosiło żadnych wymiernych efektów.
Rozluźnienie pierścienia wojsk
oblegających Kraków wykorzystał książę krakowski Leszek Czarny, który wraz z żoną Gryfiną i
małym pocztem wymknął się z obleganego grodu i udał na Węgry szukając pomocy u króla węgierskiego Władysława IV. Na rozkaz króla Władysława, węgierski wojewoda
Jerzy z Sovaru zebrał dość znaczny oddział wojsk węgierskich poprzez
Kieżmark, Podoliniec i doliną Popradu ruszył w kierunku Starego Sącza.
Jerzy miał też walczyć z Tatarami
w Pieninach ratując księżną Kingę i siostry klaryski. Zachowały
się opisy tych walk, pełne niesamowitych i cudownych zdarzeń, przekazane
przez Szczęsnego Morawskiego oraz ks. Jana Sygańskiego, Zgodnie z
przekazami obu dziejopisarzy panny klaryski, a było ich ponad siedemdziesiąt,
miały skryć się w Zamku Pienińskim, gdzie jednak najeźdźcy wytropili je i
zaczęli niewielką górską warownię atakować zawzięcie z pobliskich wzgórz.
Wtedy właśnie na pomoc
przybył rycerz Jerzy i wraz z boskimi siłami natury, sprawionymi modlitwami księżnej Kingi, stanął przeciwko barbarzyńskim najeźdźcom.
Tak opisuje te zdarzenia ks. Jan Sygański:
„Odstąpiwszy od obronnego Krakowa, horda
rozbiegła się po ziemi krakowskiej, a niszcząc i paląc wioski, dwoma drogami:
na Sącz i przez Babią Górę na Nowy Targ, gnała za uciekającym Leszkiem do
Węgier. Wystraszona tym napadem Kinga, opuszcza swój klasztor z dwiema
siostrami rodzonemi: Jolantą i Konstancyą i 70 zakonnicami, szukając
schronienia w obronnym zameczku w Pieninach. Tatarzy, zabrawszy co było w
spiżarniach i spichrzach klasztornych, wytropili niebawem zamek pieniński i
zalegli wszystkie dokoła wzgórza. Strzały ich puszczane z góry raziły
oblężonych: była chwila zwątpienia. Nie zatrwożyła się jednak bł. Kinga. W
kapliczce zamkowej wśród sióstr i duchowieństwa padłszy na kolana, gorącemi
łzami, żarem modlitwy żebrała od Boga zmiłowania. I Bóg ją wysłuchał! Mimo
chłodnej pory zawisła gęsta mgła, a potem zawyła sroga burza: powyrywane nią
drzewa i skały walą się na oblegających, huczy i wzbiera coraz bardziej
Dunajec, utrudniając przeprawę; na dalszych pagórkach poczynają się ukazywać
waleczni żołnierze węgierscy Jerzego Szowarskiego (Soos de Sovar) — musieli
zatem Tatarzy zaniechać zdobycia zamku i uchodzić śpiesznie, …”
Historyk sądecki Szczęsny
Morawski pisze jeszcze o innym, wcześniejszym starciu sił Jerzego z Tatarami,
które miało miejsce gdzieś w rejonie Piwnicznej i Mniszka, w miejscu zapamiętanym
w ludowym podaniu, jako Kobylik. Podczas tej walki pod Jerzym
Szowarskim, w chwili najgorętszych zmagań, paść miał koń i uratował go jeden z
wiernych jego towarzyszy podając mu innego wierzchowca.
Stamtąd, pokonawszy
Tatarów, udał się ze swym wojskiem w Pieniny na pomoc do oblężonej w
Zamku pienińskim Kingi. Następnie skierował się w kierunku Rytra,
gdzie ulokował się na górze Makowicy nad Popradem, skąd
obserwował Tatarów panoszących się po Sączu i tamtejszym klasztorze.
Ukryli się tam aż do zmroku i pod osłoną nocy Jerzy ruszył ze swymi ludźmi w dół
ku niczego niespodziewającym się wrogom.
Opis tych wydarzeń podany przez
Szczęsnego Morawskiego:
„ [książę] Leszek przed Tatarami schronił się na
Węgry; węgierski zaś król uciekł ku morzu obronę kraju poruczając dzielnemu
Szowarskiemu Jerzemu. Do niego udał się Leszek.
Jerzy
niewielkie miał wojsko: ale jako wódz doświadczony korzystał z obronności gór. Odwagą
i dzielnością dorobił się dziedzicznego mienia: zamku jednak utwierdzonego nie
miał. Oglądając się za miejscem sposobnem upatrzył sobie był górę zwaną Tarkew nad
rzeczką: Tarczalem, (między Pałoczą a Sobinowem). Uprzedzając aby kto inny nie zajął
Pustej góry, posłał tam był wierne swe sługi: Tomasza i Piotra Hippolitowicze, którzy
mu od dzieciństwa w dobrej i złej doli towarzyszyli i wszystkie trudy wojenne dzielili.
Doświadczeni ci wojownicy ogrodzili się na onej górze i utwierdzili, a gdy Tatarzy
wpadli, lud okoliczny znalazł tam bezpieczne schronienie.
Jerzy
Szowarski zaś jako orzeł bystry z wyziny Krępaków śledził kędy się wróg obraca,
a gdy jaki odosobniony zagon dostrzegł, spadał z gór jak blyskawica, odbijał plon
i łup, a łby tatarskie na znak zwycięstwa przesyłał królowi swemu. Słysząc zaś:
że Tatarzy oblegają Pieniny, przywołał i Tomasza Hippolitowicza i ciągnął
doliną Popradu ku Pieninom. Zważając dzielność i przywiązanie Podolinieckiego sołtysa
do swej królewskiej dziedziczki, niewiele chybi domysł, że on znowu przywołał i
naprowadził tę odsiecz madziarską. Domysł ten wspiera okoliczność: źe niezadługo
znowu Kinga wynagradza wierne jego usługi; nadając las między Podolińcem a Gniazdami.
Niebawem
natrafił na potężny oddział Tatarów czatujących po dgórą: Rogaczem zwaną. Wlaśnie
podczas onej strasznej burzy gradowej, która od Pienin odpłoszyła Tatar ,starł
się z nimi i równie jak Kinga doznał widocznej opieki Boga. Koń padł pod nim i był w niebezpieczeństwie życia, gdyż Tatarzy nań zewsząd godzili. Lecz wierny i nieodstępny
Tomasz Hippolitowicz podal mu innego konia, a niebo zesłało gromy straszne i gradobicie
z ulewą. Tatarzy uciekli! Miejsce tej potyczki spamiętało podanie ludowe; zwie ono
się dziś: Kobyhkiem, koło Mniszka i Piwnicznej. Po wygranej Jerzy Szowarski zniósł
się z Kingą w Pieninach udzielając jej zamysłu swego ścigania wroga
przestraszonego porażką i cudem.
Obleżeńcy
pienińscy zbyt z bliska śmierci w oczy zaglądali, aby pałać ochotą wstępnego boju.
Ufni w
łaskę Boga i modlitwę Kingi, chcieli wyczekiwać dalszych cudów, trwogę pokrywając
wiarą w opatrzność nieba..
Nie
tak dzielna Kinga! - Ona! Która wszystkich krzepiła gorącą swą wiarą, doznawszy
cudu bożego, poczuła się do obowiązku zapracowania sobie na pomoc nieba. Zgromiła
zatrwożoną szlachtę, rozesłała gońce, aby się lud wiejski gromadził, aby bił wroga,
na którego sam Bóg jest zagniewan!
Leszek
pospieszył dziękować jej za modlitwę i pomoc uproszoną z nieba.
Podczas
kiedy na głos cudu i Kingi ośmielony lud wypadając z lasów odbijał plon i gromił małe czaty tatarskie: Jerzy Szowarski stanął na Makowicy nad Rytrem skąd na Sącz
i całą dolinę sądecką widok nieograniczony - jako też i sam ten wirch po prawym
brzegu Popradu, pięknie się wznosi nad wszystkie góry otaczające.
Kosz
tatarski czernił się wokoło klasztora Kingi, a w samym klasztorze zasiadła starszyzna
tatarska i ruska, wyjadając zasoby, lecz nie tykając ruchomości klasztornych: tak
byli przejęci świętą zgrozą! Zagony odchodziły i wracały z plonem, a tysiące jeńców
piło gorzkie łzy własne. Kosza samego niewielka kupa strzegła, może co nad tysiąc
luda, a i ci bezpiecznymi się sądzili, ani myśląc by ich śmiał kto w samym koszu
niepokoić.
Jerzy
Szowarski zbadawszy wszystko przeczekał do zmroku, a wieczorem spuścił się z gór,
przebrnął Poprad już opadły, i z trzaskiem uderzył na wroga, podczas kiedy mieszczanie
i lud od grodziska i gór sądeckich z okrzykiem groźnym wypadając zagrażali z boku.
Potkano się – według podania - na przedmieściu Starego Sącza od strony
Węgier, kędy kościołek Ś. Rocha i smętarz. Miejsce pogrzebanych poległych do niedawna
wskazywała figura murowa na nad stodołami na brzegu. Kiedy się zwaliła, oberwany
brzeg odkrył kości poległych. Ztamtąd umykali Tatarzy mimo klasztora ku Popradowi.
Znałem
jeszcze ludzi sędziwych, którzy mi mówili co o tem słyszeli od swych dziadów, pradziadów!--"Że
od klasztora ku Dunajcowi wiodła ulica prosta pomiędzy domy i płoty, w bok ku Popradowi zbaczała druga wzdłuż wąskiego
potoczka a raczej rowu dla ścieku. Tędy ku Popradowi uciekała spłoszona czerń, a
potoczek spłynął krwią tatarską.
Ulicę
tę zwali: krwawą ulicą." - Dziś wiedzie nią gościniec od Nowego Sącza.”
Węgrzy, zapewne wspomagani przez
Polaków, zaskoczyli zupełnie wojska mongolskie i zadali im druzgocącą
klęskę. Przegrana wojsk mongolskich pod Starym Sączem była ostatnim
epizodem podczas III najazdu mongolskiego na Polskę. W końcu stycznia 1288 po
nieudanej wyprawie i bez żadnych sukcesów militarnych armia Nogaja wycofała się
w rejon Rusi Czerwonej.
Na Sądecczyźnie nastał wreszcie spokój. Trwał on 122
lata, aż do czasu, kiedy wojska węgierskie, tym razem nie sprzymierzeńcy,
ale wrogowie, wkroczyły na Ziemie Sądecką, niszcząc Stary Sącz i wiele innych
sądeckich miejscowości.
Kościół św. Rocha i stary cmentarz
Budynek
kościoła zbudowany w latach 1643-44 na planie prostokąta z półkolistą absydą. z
bogatym barokowym wyposażeniem. Postawiony w miejscu wcześniejszego pochodzącego
z XV/XVI wieku, który jak dowodów wskazuje na to, został on zbudowany w miejscu
wcześniej istniejącej i częściowo zniszczonej rotundy. Cmentarz, zwany starym, został
założony w 1783 roku i waz z kościołem otoczony murem z piaskowca.
Jest
miejscem pochówku kilku znanych postaci. Jednym z nich jest Józef Leopold
Kmietowicz, który był wikarym w Chochołowskiej parafii oraz jednym z przywódców
powstania Chochołowskiego w 1846 roku. Znajduje się tutaj grobowiec rodziny Szayerów z
prochami rodziców śpiewaczki operowej Ady Sari oraz zabytkowy grobowiec
katakumbowy SS. Klarysek. Pochowany został w tym
miejscu w 1898 roku historyk sądecki Szczęsny Morawski, autor monografii Starego
Sącza pt. „Sądecczyzna”. Urodził się w Rzeszowie w
1818 roku, aktywnie uczestniczył w
Wiośnie Ludów i powstaniu styczniowym. W Starym Sączu spędził drugą połowę
życia. Przybył tutaj ze względu na zdrowe, ponieważ lekarze zalecili mu wyjazd
w góry. Był samotny, a brak rodziny zastępował wielkim zaangażowaniem
społecznym na rzecz miasteczka.
Stary Sącz, grób Szczęsnego Morawskiego na starym cmentarzu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz